Tag Archives: Internetowe strony historyczne w edukacji medialnej

Internetowe strony historyczne w edukacji medialnej

Zjawisko globalnej cywilizacji  dociera do polskich szkół. Towarzyszą temu mięszane uczucia. Z jednej strony bezgraniczny i bezkrytyczny zachwyt nad nowymi mediami, z drugiej zaś pada sceptyczne pytanie o kolokwialnym zabarwieniu ,,Jak nie być głupkiem w globalnej wiosce?”. Ogólnopolski projekt „Internet dla szkół” powstał z inicjatywy naukowców z Wydziału Fizyki UW jesienią roku 1994. W marcu 1995 r. podłączono do Internetu pierwsze 17 szkół. Obecnie jest ich w Sieci ponad 7000 i stale przybywają nowe. Projekt Internet dla szkół uznany został w roku 1997 przez G7 Global Inventory Project za najlepszy projekt polski (a drugi w skali świata) realizujący wdrażanie idei Globalnego Społeczeństwa Informacyjnego. Kontynuacją tego projektu są realizowane obecnie projekty Interkl@sa i Internet w każdej gminie Korzystanie z internetu należy do najważniejszych umiejętności, które powinni zdobyć uczniowie u progu XXI wieku przygotowując ich do posługiwania się technologią informacji. Oto najważniejsze  zadania  stojące  przed reformowaną  polska  oświatą  w dziedzinie TI

  • Jednym z trzech najważniejszych celów reformy oświaty jest, zdaniem jej autorów, wyrównywanie szans edukacyjnych wszystkich uczniów. Internet ma olbrzymie znaczenie, jako czynnik wyrównujący te szanse: dla dzieci i młodzieży pochodzących ze środowisk wiejskich i małomiasteczkowych oraz dla uczniów niepełnosprawnych, dla których bariery fizycznej komunikacji stanowią przeszkody nie do przebycia w dostępie do nowoczesnej informacji. Możliwość pracy w domu stwarza tym ostatnim szanse na włączenie się do społeczeństwa obywatelskiego i daje poczucie bezpieczeństwa.
  • Umiejętność współpracy w grupach zadaniowych, często o charakterze międzynarodowym, jest zaliczana do podstawowych umiejętności współczesnego Europejczyka. Korzystanie z sieci komputerowej daje możliwość pracy z grupami rozproszonymi (np. mniejszościami narodowymi, młodzieżą specjalnie uzdolnioną). Współpraca poprzez internet pozwala na pracę w czasie wygodnym dla użytkowników, uczy odpowiedzialności za słowo i wymieniane informacje. Dzisiejsi uczniowie polscy będą pracować w strukturach Unii Europejskiej i w różnych organizacjach międzynarodowych. Już teraz więc należy myśleć o przygotowaniu ich do wykorzystywania Internetu, jako zasobów informacji i narzędzia komunikacji.
  • Wyposażenie szkół w pracownie informatyczne jest pierwszym krokiem na drodze do upowszechnienia dostępu do informacji. Niezbędne jest jednak przeszkolenie osób, od których stopnia wiadomości zależy powodzenie całego przedsięwzięcia. Dotyczy to przede wszystkim nauczycieli, którzy powinni być świadomi możliwości elektronicznych źródeł informacji i przekonani o użyteczności tych nowych metod pracy. Stosowane obecnie łatwe w obsłudze oprogramowanie powinno stać się cennym narzędziem pracy każdego nauczyciela. Szczególnie ważne jest to dla nauczycieli przedmiotów humanistycznych, którzy dotąd w niewielkim stopniu wykorzystywali komputery w procesie nauczania.
  • Proces dydaktyczno-wychowawczy szkoły musi być realizowany przy współpracy rodziców. Im także należy uświadomić pożytki wynikające z umiejętności właściwego wykorzystania komputerów i Sieci Internetu.

Obecnie MEN realizuje program „Pracownia internetowa w każdej gminie”, zakładający istnienie w każdej gminie szkolnej pracowni komputerowej posiadającej co najmniej 10 stanowisk, wyposażonej w komputery zgodne ze standardem IBM PC lub Apple McIntosh połączone siecią lokalną, z możliwością dostępu do sieci z każdego stanowiska. Pracownie te otrzymają oprogramowanie zapewniające uczniom (zgodnie z podstawami programowymi reformowanej szkoły) realizowanie celów edukacji i możliwość korzystania z technologii informacji. Autorzy projektu nie zapomnieli także o przygotowaniu nauczycieli: w każdej szkole biorącej udział w projekcie zostaną przeszkolone trzy osoby.

Pracownie założono, ale ich jakość pozostawia wiele do życzenia, a 10 komputerów na jedno gimnazjum to stanowczo za mało. Ministerialny przelicznik i komputer na 20uczniów jest bardzo optymistyczny i niestety odległy od  rzeczywistości, w której często  jeden komputer jest oglądany przez 80 uczniów.

A zatem w ciągu tygodnia każdy uczeń ma szansę spędzić samodzielnie przy komputerze 30minut W Polsce nie prowadzi się przy tym żadnych zakrojonych na szeroką skalę badań, czy multimedia rzeczywiście pomagają uczniom. MEN o to nie zabiega, pewnie z powodu braku pieniędzy, a KBN nie zajmuje się nauczaniem i dydaktyką, więc nie wyasygnuje na to żadnych funduszy. Kończąc ten pesymistyczny wstęp mogę stwierdzić ,,a jednak się kręci”, krok został postawiony we właściwym kierunku. Reszta zależy od mądrości samorządów lokalnych, gospodarności dyrektorów szkół i zaangażowania nauczycieli.

Przechodząc na grunt edukacji historycznej widzę niezwykłą atrakcyjność ,,historii z myszką i komputerem” dla dzieci i młodzieży. Szkoła powinna wykorzystać  młodzieńcze zainteresowanie nowoczesną technologią do: popularyzacji wiedzy historycznej, rozwijania zainteresowania przeszłością, kształtowania umiejętności posługiwania się różnorodnymi źródłami. Założenia te wynikają z podstawy programowej . W zakresie  edukacji czytelniczej i medialnej stawia ona  przed szkołą następujące cele i zadania.

Cele edukacyjne

  1. Przygotowanie do korzystania z różnych źródeł informacji.
  2. Umiejętność segregowania informacji i krytycznego ich odbioru.
  3. Rozbudzanie potrzeb czytelniczych.
  4. Przygotowanie do pracy samokształceniowej i wykorzystywania mediów jako narzędzi pracy intelektualnej
  5. Kształtowanie postawy szacunku dla polskiego dziedzictwa kulturowego w związku z globalizacją kultury masowej.

Zadania szkoły

  1. Rozpoznanie i umiejętne kierowanie zainteresowaniami literackimi uczniów.
  2. Tworzenie warunków do zdobywania informacji z różnych źródeł.
  3. Rozwijanie wiedzy o komunikowaniu się ludzi bezpośrednio i przez media.
  4. Ukazywanie zależności między formą i językiem mediów a zamierzeniami, postawami i kulturą twórców komunikatów artystycznych, informacyjnych, reklamowych i propagandowych.
  5. Uświadomienie roli mass mediów i stosowanych przez nie środków i zabiegów socjotechnicznych.
  6. Wprowadzenie uczniów w zasady procesu twórczego w produkcji medialnej.

Realizacja tak ambitnych założeń będzie możliwa, gdy zostaną spełnione  następujące warunki;

  1. Nauczyciele przełamią  kompleksy i strach przed  komputerami i internetem – lekarstwem jest stworzenie preferencyjnych warunków  sprzedaży  komputerów dla nauczycieli. Propozycja MEN i  Ogólnopolskiej Fundacji  Edukacji Komputerowej polegająca na  rozłożeniu ceny zakupionego komputera na 12  nieoprocentowanych rat jest nieporozumieniem-jedna rata to ok. 400zł. Jedynie posiadanie  własnego komputera zapewni efektywność kursów i zastosowanie  zdobytej wiedzy i umiejętności na  lekcjach.
  2. Szkolenia i kursy komputerowe  powinny  przygotowywać nauczyciela nie tylko do technicznej obsługi komputera  lecz do zastosowania TI  w. procesie dydaktycznym. Przeszkolenie nauczycieli to ogromny wysiłek – tym bardziej że w Polsce na większości uniwersyteckich kierunków pedagogicznych nie ma wcale zajęć z informatyki, nie mówiąc już o wykorzystaniu komputerów w nauczaniu. Dlatego nawet nauczyciela, który dopiero skończył studia, trzeba wysyłać na dodatkowe kursy, a na to brakuje pieniędzy. W efekcie tylko co dziesiąty polski nauczyciel potrafi posługiwać się komputerem. W krajach rozwiniętych te proporcje są odwrócone – 90 proc. ma przynajmniej podstawowe przeszkolenie.
  3. Pracownia komputerowa jest dostępna do prowadzenia  zajęć z  każdego przedmiotu a nie tylko informatyki.
  4. Przy jednym komputerze  może pracować maksymalnie  2 uczniów.
  5. Zajęcia z informatyki powinny wyposażyć ucznia w  umiejętności niezbędne do korzystania  z TI  na lekcji historii takie jak:
  • Włączyć komputer i zalogować się do sieci
  • Obsługiwać przeglądarkę  internetową
  • Wyszukiwać informacje na zadany temat
  • Kopiować pliki do schowka i wklejać do dokumentu
  • Posługiwać się edytorem tekstu
  • Zachować dokument na dysku
  • Wydrukować opracowany dokument

Uczeń posiadający wyżej wymienione umiejętności  powinien bez problemu  wyszukać zalecone przez nauczyciela materiały historyczne w zasobach internetu. Nauczyciel historii przygotowując i prowadząc zajęcia w pracowni internetowej winien skoncentrować się na następujących czynnościach:

  1. Wyszukać potrzebne strony  historyczne w zasobach www , zapisać ich adresy internetowe lub ściągnąć je na dysk twardy serwera
  2. Przeprowadzić selekcję zgromadzonych materiałów pod kątem:
    1. przydatności  do  tematu lekcji
    1. możliwości intelektualnych uczniów
    1. wartości merytorycznej i dydaktycznej zgromadzonych materiałów
  3. Ukierunkować uczniów  do pracy poprzez:
    1. podanie adresów internetowych
    1. wskazanie zagadnień koniecznych do  opracowania
    1. określenie końcowych efektów pracy w postaci zredagowanego dokumentu w edytorze tekstu
  4. Instruować uczniów w czasie pracy
  5. Udzielać pomocy  technicznej  związanej z  obsługą komputera i poruszaniem się w internecie
  6. Dokonać podsumowania i oceny pracy uczniów

W oparciu o zasoby internetu  można prowadzić lekcje poświęcone:

  • zaznajamianiu uczniów z nowym materiałem- do większości tematów lekcyjnych można znaleźć  treści ujęte problemowo bądź chronologicznie
    • powtórzeniom i systematyzacji opracowanych wcześniej treści- strony www są bogate w zestawienia, syntezy, streszczenia, tablice chronologiczne
    • kontroli i ocenie wyników nauczania- testy historyczne opracowane zgodnie z zasadami pomiaru dydaktycznego  i programy testujące  są dostępne na stronach internetowych

Wielką zaletą  internetu  jest to, iż stanowi on multimedialny zbiór środków dydaktycznych, na który składają się;

  • filmy
  • nagrania dźwiękowe
  • wirtualne mapy historyczne
  • interaktywne animacje komputerowe
  • teksty źródłowe
  • ikonografia
  • czasopisma wydawane w formie elektronicznej
  • książki z bibliotek sieciowych

Odrębnym zagadnieniem wynikającym z  nieco kolokwialnego rozwinięcia  skrótu www- wszechświatowy śmietnik jest problem  wiarygodności zawartych tam informacji. W internecie można znaleźć informacje o wszystkim. No, może o prawie wszystkim. Informacje te są w dodatku w zasięgu kliknięcia.
Wśród prawdziwych informacji można jednak znaleźć mnóstwo informacji dziwnych, zaskakujących, zmyślonych, błędnych, a nawet celowo kłamliwych. I tu pojawia się poważny problem. Jak odróżnić strony wiarygodne od tych, którym nie można wierzyć?
Uczniowie często poszukują w sieci informacji na temat zadanej pracy domowej, czasem chcą się dowiedzieć czegoś więcej o szczególnie ciekawym problemie poznanym na lekcjach. Nierzadko jednak sporo ryzykują, przytaczając na lekcji informacje znalezione w sieci… Dlatego ważne jest określenie wiarygodności stron, które się przegląda. Oceniając wiarygodność powinniśmy uwzględnić następujące czynniki:

  1. Musimy ustalić, kto jest autorem strony i jakie ma kwalifikacje, aby wypowiadać się na określony temat. Autorami stron są nierzadko pasjonaci, którzy nie mają wystarczającego wykształcenia ani wiedzy, by rzetelnie przedstawić jakieś zagadnienie. Bardziej wiarygodny będzie więc dla nas profesor uniwersytetu niż student czy uczeń szkoły średniej.
    1. Ważne jest, czy autor strony oprócz tytułu naukowego podaje jakieś swoje osiągnięcia w danej dziedzinie (publikacje, nagrody), a także czy pracuje w jakiejś znaczącej instytucji (na uniwersytecie, w towarzystwie naukowym).
    1. Strona jest bardziej wiarygodna wtedy, gdy można na niej znaleźć odnośniki do innych stron o podobnej tematyce (niestety, wtedy również trzeba się zastanowić nad ich wartością). Dobrze świadczy o autorze strony, jeśli podaje źródła, z których korzystał.
    1. Ważny jest sam wygląd strony. Jeśli ktoś poświęcił wiele czasu na jej przygotowanie, zaopatrzył ją w zdjęcia, rysunki i animacje, to prawdopodobnie zadbał też o rzetelność przekazywanych informacji.
    1. Warto sprawdzić, kiedy powstała strona i czy jest stale aktualizowana. Strona istniejąca od dawna i często aktualizowana jest bardziej wiarygodna niż strona, którą ktoś sporządził rok temu, po czym o niej zapomniał.
    1. Warto sprawdzić, jak często jest odwiedzana dana strona. Jeśli znajdziemy na niej księgę gości, możemy zdobyć informacje na ten temat, a także poznać opinie innych dotyczące tej strony.
    1. Możemy powiedzieć wiele o wiarygodności strony, jeśli uda nam się ustalić cel jej zbudowania. Instytucje tworzą strony, aby informować o swojej działalności. Osoby prywatne chcą natomiast przedstawić swoje dokonania, dać upust swojej pasji. Często możemy jednak trafić na strony, których celem jest przekonanie nas do pewnych poglądów lub do podjęcia pewnych działań. Są to zwykle strony firm, które chcą nam sprzedać swój produkt, lub organizacji, które starają się zyskać poparcie dla swoich idei. W takich wypadkach trzeba być szczególnie ostrożnym.

egipt.cavern.com.pl/witaj.htm

republika.pl/tkoc/piramidy.htm 

Pozostają mimo wszystko wątpliwości. Czy jednak na pewno wybrana strona zawiera prawdziwe informacje? Niestety, nie mamy takiej pewności. Zdarzają się przecież ludzie z ogromną wiedzą, którzy nie mają żadnych tytułów naukowych. Z drugiej strony, nawet bardzo znany uczony może się mylić. Poza tym w sieci zawsze można udawać kogoś innego… Dlatego proponuję korzystać nie tylko ze stron www, ale także z tradycyjnych środków przekazu, czyli papierowych książek. W zasobach  www znajduje swoje odbicie wiele kontrowersyjnych spraw. Na przykład przeglądając zasoby w poszukiwaniu informacji na temat przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, można znaleźć strony, na których entuzjastycznie popiera się przystąpienie do Unii, podczas gdy na innych stronach wskazuje się zagrożenia z tym związane albo wręcz odrzuca taką możliwość. Komu więc należy wierzyć?

W kontekście wiarygodności  stron internetowych warto zastanowić się nad  językiem, z którym spotka się nauczyciel i uczeń –użytkownicy edukacyjnego internetu. Internet już dawno stał się narzędziem w pełni multimedialnym, co oznacza, że inaczej niż dotychczasowe media skupia w sobie ich sposoby komunikacji. Jak na nowe medium przystało, Internet wytworzył też swój nowy, odrębny język i nie chodzi tu o język w sensie sposobów komunikowania, ale o mieszankę tekstu i obrazu, a także dźwięku, stworzoną przez samych internautów. Albo jeszcze inaczej: o specjalny kod zlepiony tymczasem ze znaków językowych (słów) i wizualnych.
Jeśli popatrzeć na to zjawisko z boku, najwięcej do powiedzenia o nim mógłby mieć nie językoznawca, gdyż zabrakłoby mu do tego narzędzi, ale semiotyk – specjalista od teorii znaków. Bo ten język stworzony został ze znaków, nie ze słów ani symboli interpunkcyjnych.
Człowiek, który zaczyna uczyć się internetu narażony jest na stres znalezienia się w obcym świecie. Trzeba szybko się uczyć, przyswajać pojęcia, nowe umiejętności.

A internauci nie ułatwiają nikomu przedostania się do hermetycznego klubu, jaki stanowią, posługując się specyficznym żargonem złożonym nie tylko z anglicyzmów, ale i ze znaków graficznych. Internet narodził się za oceanem, trudno więc oczekiwać, żeby język samych internautów nie wykazywał wpływów współczesnej łaciny – angielskiego. Większość internautów pochodzi zresztą ze Stanów Zjednoczonych, Kanady i Wielkiej Brytanii. Przypominam ten truizm, bo badania wykazują, że obecnie 57% wszystkich użytkowników sieci porozumiewa się tym językiem. Na drugim miejscu jest język japoński, który trudno podejrzewać o to, że wygra w rywalizacji z tym pierwszym (8%). Na kolejnych miejscach są: niemiecki (5%), hiszpański (5%), francuski (4%), chiński (4%), włoski (4%), koreański (2%), portugalski (2%), a pozostałe stanowią razem 9-procentową grupę. Według przewidywań Computer Economics, od roku 2001 będzie jednak następować stopniowa zmiana proporcji – angielskojęzyczni internauci będą stanowić coraz mniejszą część użytkowników sieci – tylko 51%, a w roku 2003 – 46%, w 2005 r. – tylko 43% itd. Co ciekawe, już dziś pracuje się nad rozwiązaniami umożliwiającymi stosowanie innych niż łaciński alfabetów do zapisywania adresów domen. Przykładem może być kalifornijska firma i-DNS International, która poinformowała o zarejestrowaniu 120 tys. domen z użyciem nazw zapisanych w innych alfabetach niż łaciński. Kwestią czasu jest tylko opracowanie jednolitego standardu, który można zaimplementować we wszystkich serwerach i przeglądarkach internetowych.

Język angielski pozostanie jednak z całą pewnością podstawowym językiem międzynarodowej komunikacji dla internautów. Ale w lokalnych serwisach internetowych nieuniknione jest coraz powszechniejsze wykorzystanie języków narodowych, co zresztą już się dynamicznie zmienia. Dlaczego? Zapewne nie ze względu na niewiedzę, ale z powodu niechęci do wypowiadania się w języku obcym. Skoro internet przestaje być domeną Amerykanów i rozwija się wszędzie, to dlaczego mamy się podporządkować hegemonii jednego języka?

A jeśli tak, to przy powszechnej znajomości angielskiego komunikowanie się za jego wyłączną pomocą stanie się, i już się staje trudne. Zamiast angielskiego przydałby się język międzynarodowy, istniejący ponad wszystkimi. Z powodu tej konieczności uniwersalizacji i kłopotów z komunikacją internauci stworzyli i nadal tworzą nowe sposoby komunikacji.
W języku polskim użycie angielskich terminów odnoszących się do internetu jest niestety koniecznością. Dlaczego? Ponieważ mimo wielu prób spolszczenie większości terminów komputerowych jest skazane na niepowodzenie. W sieci pojawiają się od czasu od czasu propozycje spolszczeń, choć ich efekty są raczej komiczne (interface – międzymordzie, interactive – międzyuczynny, click – tupnąć lub mlasnąć, double click – dwumlask,  HyperText Markup Language – Język Przesadnego Wyróżniania Tekstów, Plug&Play – wsadź i baw się, joystick – manipulator drążkowy ,mouse – manipulator stołokulotoczny). Każdy mógłby się rzecz jasna obruszyć na takie spolszczenia i wymyślić lepsze, wszak to przykłady ekstremalne. Ale właśnie: tylko nieco lepsze. I tak nie będziemy w stanie wynaleźć niczego, co byłoby naprawdę adekwatne. Należy się więc pogodzić z zapożyczeniami lub wręcz używaniem terminów w wersji oryginalnej i nauczyć tego języka. Ale angielski to dopiero poło

a języka internautów, który składa się także z wielu innych znaków i skrótów polskich.
Wśród wielu innych powodów tworzenia nowomowy sieciowej można też wymienić to, że internet nie lubi tasiemcowych tekstów-komunikatów, nie znosi dłużyzn. Internet jest medium wiadomości zwięzłych i konkretnych, bo taka jest natura ludzkiej percepcji słowa sczytywanego z ekranu komputera. Język internetu ma swoje początki nie tylko w witrynach internetowych, ale także w poczcie elektronicznej. O ile witryna jest w stanie przyjąć – w zależności od jej funkcji – nawet dłuższy tekst (choć nigdy tak długi, jak w tekście drukowanym), o tyle wiadomość e-mail z trudem. Dłuższy tekst sprawia, że gubimy się w nim, tracimy orientację i męczymy przy czytaniu. Nie mówię już o tekstach na czacie, gdzie szybkość reakcji czy celność repliki zmusza nas do posługiwania się hasłami-znakami, które przybierają formę skrótowców albo wizualnych odpowiedników słów. Tak tworzy się język skrótów, schematów i obrazów, łatwiej i szybciej przyswajalny niż klasyczny tekst. Właśnie dlatego to, co pojawiło się niegdyś w Usenecie (pierwsze skróty), obecnie rozwinęło się świetnie w ramach IRC i ICQ. Gama skrótów literowych ciągle się poszerza i można z nich już dziś ułożyć mały słowniczek.

Zasoby internetu  zawierające materiały historyczne ulegają dynamicznym zmianom. Wzrasta ich jakość merytoryczna, dydaktyczna oraz techniczna strona opracowania. Nauczycielowi historii zagubionemu w bezkresnej pajęczynie internetu potrzebny jest wykaz internetowych adresów  do stron związanych z jego profesją. Pozwoli on na oszczędność czasu, pieniędzy (przy połączeniach modemowych);naprowadzi na  strony wartościowe  merytorycznie i dydaktycznie. W przestrzeni  internetowej funkcjonują tysiące stron poświęconych historii. Dzieje się tak dlatego, iż strony www są najtańszym sposobem publikowania  własnych dokonań i prezentacji poglądów. Budującym zjawiskiem jest popularyzacja tej dziedziny wiedzy dzięki możliwościom internetu. Misja ta  prowadzona jest przez  ośrodki akademickie, historyków-hobbystów, studentów i co najbardziej cieszy przez uczniów  liceów i gimnazjów.  Zagadnienie  to wymaga przeprowadzenia dokładnych badań, których wynikiem  byłby przewodnik po historycznych stronach internetu. Zamieszczony w niniejszym serwisie wykaz stron historycznych jest  skromną  próbką  takiej pracy.